-Nataniel, co Tobie do cholery się stało?!- Krzyknęłam przerażona, że przynajmniej połowa ludzi z parku spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-N-nic... nie krzycz tak!- odpowiedział wyraźnie przestraszony.
- Powiedz albo wrzasnę...- szepnęłam.
-No dobrze... Kiedy wieczorem szedłem z biblioteki napadli na mnie. Chcieli mnie okraść. Pobili, ale nic poważniejszego mi się nie stało...
- Oj, tak mi przykro!-Mówiąc to zdanie przytuliłam go.
-To ja muszę już iść. Do zobaczenia!- Pomachałam mu i poszłam. Co ja robiłam?! Przecież miałam chłopaka! I to takiego, o którym marzyłam... Myśląc tak jak to ja potknęłam się i obdarłam sobie łokcie i kolana. Piekielnie bolało ale jakoś doszłam do domu.
Ktoś dzwonił,
-Halo?- Zapytałam, choć doskonale wiedziałam kto to.
-Emma! Bierz Lysandra i szybko do szpitala! Nie mogłam się do niego dodzwonić! Jedź do szpitala blisko liceum. Szybko! Leo miał wypadek- Powiedziała Rozalia i rozłączyła się. JAK TO? Leo miał wypadek? I Roza nie mogła się dodzwonić do Lysandra? Wysłałam mu wiadomość:
Lysander! Szybko jedź do szpitala blisko liceum! Twój brat miał wypadek!
Jednocześnie biegłam w stronę szpitala. W poczekalni zauważyłam zapłakaną Rozalię.
-Roza! Co się stało Leo?- Zapytałam moją przyjaciółkę.
-B-bo Leo j-jecha-ł d-do mnie i j-jakiś dzieciak n-nagle wyskoczył n-na ulicę i L-leo nie chciał go przejechać i u-uderzył w drzewo- ostatnie słowo powiedziała z większym płaczem. Przytuliłam ją. Gdy tak dłuższy czas się tuliłyśmy, zauważyłam Lysandra. Rozalia, która najwyraźniej zasnęła nie zauważyła, że podchodzę do białowłosego.
- Lysander! Twój brat jechał do Rozali i jakieś dziecko wyskoczyło i Leo nie chciał go przejechać i...
- Za dużo tego i. Wszystko wiem. Na szczęście Leo przeżył. Ledwo- Spojrzał na śpiącą Rozalię.- Nie mów na razie Rozie o stanie Leo. Załamie się.
-Dobrze...- Ja także spojrzałam na nią- Pójdziemy dziś wieczorem gdzieś?- Zapytałam.
- Jeżeli chcesz... Ale najpierw chciałbym zobaczyć mojego brata- Odpowiedział z widocznym smutkiem.
- Ale Lysiu. jeśli nie chcesz, to nie musimy iść... - Najwyraźniej się zdziwił, że tak do niego powiedziałam. Ja też...
- No nie... Przyjdę o ciebie o siódmej. Ma być impreza- Spojrzał na mnie jak karcący ojciec- Ale najpierw musimy zapytać twojego brata.
No tak, nie wspomniałam o nim. Nazywał się Mark i miał dwadzieścia dwa lata. Rodzice oddali nas do adopcji. Ja miała dwa lata, Mark natomiast osiem. Dziesięć lat później znalazł mieszkanie dwupokojowe i dobrą pracę. Zabrał mnie z domu dziecka i zamieszkaliśmy razem. Zapomniałam dodać, ze co tydzień ma nową dziewczynę.
- To ja lepiej pójdę. Jak będzie coś wiadomo o Leo, to dzwoń. Nawet gdybym miała brać kąpiel - Po ostatnim zdaniu zaśmiałam się cichutko i wyszłam. Siódma była za trzy godziny, więc miała sporo czasu.
Gdy weszłam do domu, mój nadopiekuńczy starszy brat spojrzał na mnie.
-A co ci się stało? Nie mów że pobiłaś się.- Ostatnie zdanie powiedział z małym uśmiechem.
- Nie. Po prostu wywaliłam się.- gdy weszłam na schody, krzyknęłam- O siódmej wychodzę z Lysiem!- Zachichotałam.
- Lysiem? To już? Tak wcześnie takie przezwisko?- Zaśmiał się mój kochany brat. - No i dobrze, bo ja mam o ósmej randkę.
Wlałam do wanny dużo gorącej wody i pełno czekoladowego płynu do kąpieli. Moja pierwsza impreza z Lysiem! Dobra, muszę przestać tak do niego mówić. Gdy zanurzyłam się, usłyszałam, ze ktoś wchodzi do mojego pokoju. Cholera! Czemu nie zamknęłam drzwi?! Szybko wyszłam i założyłam na siebie szlafrok. A to kto? Kastiel? Co on tutaj robi?!
- Jeżeli nie zauważyłeś, to mój pokój- szlafrok ledwo zakrywał moje uda. Gdy czerwonowłosy na mnie spojrzał, zarumienił się lekko.
- Sory. Widziałaś Lysandra? Nie mogę się do niego dodzwonić.
- Sory. Ale ja teraz się kąpie. Spadaj- Powiedziałam odpyskliwie. Chciałam się jego jak najszybciej pozbyć.
-Taa... Już idę.- Wyszedł przez okno. Zamknęłam je i wróciłam do wanny. Tym razem zamknęłam drzwi. Na klucz. O czym to ja... Aha... Lysander na pewno zrobi, żeby wszystko wyszło idealnie. Ja też. Jeżeli będzie pił piwo to się fochnę. Co z tego, że ma osiemnaście lat, a ja szesnaście? Będzie pił ze mną coca cole hihi.
Po dwóch godzinach byłam gotowa. Założyłam krótką, zwiewną, zieloną sukienkę, ciemno zielone bolerko i czarne balerinki. Włosy upięłam w koński ogon, popsikałam się perfumami i czekałam. Za minutę miał przyjść.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Lysio! Znaczy Lysander!
- Witam, przyszedłem po Emmę.- zrzekł elegancko do mojego brata.
-Emma!- ryknął na cały dom mój straszny brat.
- Jestem już od minuty na dole- zaśmiałam się.
-To idziemy?- Zapytał się Lysander, i spojrzał na mojego brata. Zrobiłam to samo
Patrzył się na mnie dziwnie. Pewnie powie :' Do cholery Emma skąd ty masz taką krótka sukienkę?!'
Haha myliłam się.
Szłam z Lysandrem za rękę. Nie myślałam, że będę taka szczęśliwa. Pomimo wypadku Leo, Lysander się uśmiechał. gdy doszliśmy na imprezę była cała ekipa: Kastiel, Nataniel (?!), Kim, Bliźniacy, Kentin, Violetta i Iris. Gdy ja i Kastiel na siebie spojrzeliśmy, zarumieniłam się. Dzisiejsza sytuacja z nim była dość niezręczna. Jak się spodziewałam, wszyscy pili alkohol oprócz mnie, Violetty i Iris. Byłyśmy najmłodsze. I jeszcze nie pił Nataniel który wpadł tylko na chwilkę.
-Lysander, daj łyka- Poprosiłam z promiennym uśmiechem.
-A co twój brat powie? No nie obrażaj się. Wypije z tobą cole.
- Jupi!- Uśmiechnęłam się
Po jakimś czasie tak się zagadałam z dziewczynami, że nie zauważyłam nieobecności mojego chłopaka.
- Gdzie Lysnader?- Zapytałam Kastiela. On oczywiście mi nie odpowiedział, więc zaczęłam go szukać. Blisko była jakaś impreza. Może tam chciał wpaść do jakiegoś kolegi. Gdy tak sobie szłam, zaczepiło mnie jakiś dwóch kolesi.
-Hej lala, chcesz iść z nami na piwko?- zapytał pierwszy.
-Eee... nie dzięki.- Przyśpieszyłam w kroku.
- No choć, potem może jeszcze coś zrobimy.- Gdy to powiedział, zamknął mi usta i gdzieś ciągnął. Haha, ja taka waleczna ugryzłam go w rękę i uciekałam. Nawet nie zauważyłam, że potknęłam się, i wpadłam na Lysnadra!
- Czy coś się stało?- Zapytał.
- Tam m-mnie gonią jacyś kolesie- powiedziałam cała zdyszana. Lysander spojrzał na ulicę. Faktycznie, nadal biegli. Lysander wyciągnął pistolet, i wycelował w nich. Oni uciekli.
- Skąd ty masz pistolet?!
-Nie jest prawdziwy. Jest z czekolady.- Po czym zjadł kawałek.
-Odprowadzisz mnie? Jestem... trochę zmęczona.- powiedziałam z wielkim uśmiechem.
No i mój ukochany wziął mnie na ręce i niósł do domu.
Przed parkiem postawił mnie. Powiedział, że mam już dość siły. Oj, cholera! Tam biegli ci kolesie. Pistoletu nie było, wstyd mi ale zjadłam go... Ja nie zdążyłam nic powiedzieć, chcieli od tyłu uderzyć Lysandra, ale rzuciłam się na niego i uderzyli mnie. Przez chwilę miałam mroczki przed oczami. Zamknęłam je . Nie mogłam się ruszać, i otworzyć oczu. Jednak wszystko słyszałam. Przyjechała policja i karetka. Lysander niosąc mnie szepnął:' Kolejna osoba do szpitala'...